[ Pobierz całość w formacie PDF ]
M
u z y k a l i a VII
·
Judaica 2
Piekło Treblinki
W a s s i l i j G r o s s m a n
Prezentowany poniżej obszerny reportaż Wassilij Grossman, ówcześnie korespondent wojenny szlaku Armii Czerwonej,
napisał w 1944 r. dla „Krasnej Zwiezdy”, nie tylko pod wpływem wizyty na terenie niedaleko Siedlec, gdzie znajdował
się nazistowski obóz zagłady, ale także rozmów z jego więźniami. Tekst pomimo, iż pozostaje pod wpływem
socrealistycznego toposu, jest jedną z pierwszych całościowych, dogłębnych analiz nazistowskiego systemu obozów
zagłady – fabryk śmierci
.
Odnajdujemy tu rozważania na temat towarzyszącemu ludobójstwu teatru pozorów (przybycie
transportów i zaganianie ludzi do „łaźni”)
,
opisy funkcjonowania komór gazowych, roli muzyki obozowej,
aranżowanej przez Niemców jako okrutny komentarz do tortur i egzekucji. W spojrzeniu Grossmana, ujawniającym
hipokryzję SS-manów, będących doskonałymi mężami, ojcami, gospodarzami własnych domów
,
daje się odczuć
zapowiedź tezy Hannah Arendt o banalności zła. Dokumentalny walor tekstu, notujący także bunt więźniów przeciw
strażnikom obozu, w sierpniu 1943 roku
,
spowodował, iż stał się on załącznikiem do aktu oskarżenia w Procesie
Norymberskim.
MK
NA WSCHÓD od Warszawy, wzdłuż Bugu, ciągną się bagna i piaski, ciemnieją gęste lasy, sosnowe i liściaste.
Okolice te są bezludne i ponure, wsie napotyka się tu rzadko. Zarówno przechodzień, jak i przejeżdżający unika
wąskich piaszczystych dróg polnych, gdzie więźnie noga, a koło pogrąża się aż po oś w głęboki piasek.
Tu, na siedleckiej bocznicy kolejowej, w odległości sześćdziesięciu kilku kilometrów od Warszawy znajduje
się mała zapadła stacyjka Treblinka, położona niedaleko stacji Małkinia, gdzie krzyżują się tory kolejowe, idące
z Warszawy, Białegostoku, Siedlec i Łomży.
Niejednemu zapewne spośród tych, kogo w 1942 roku przywieziono do Treblinki, zdarzało się w czasach pokoju
przejeżdżać tędy, roztargnionym spojrzeniem oglądać monotonny pejzaż — sosny, piasek, piasek i znów sosny, wrzos,
suchy chruśniak, nieciekawe budynki stacyjne, skrzyżowania kolejowych szyn... I, być może, znużone spojrzenie
pasażera mimochodem zatrzymywało się na wąskotorowej bocznicy, biegnącej ku lasowi wśród gęsto rosnących wokół
sosen. Bocznica ta prowadzi do piaskowiska, gdzie dobywano biały piasek dla przemysłu i budownictwa miejskiego.
Piaskowisko znajduje się o cztery kilometry od stacji, wśród pustkowia, otoczonego ze wszystkich stron lasem
sosnowym. Ziemia jest tu skąpa i nieurodzajna, toteż chłopi nie uprawiają jej wcale. Pustkowie pozostało więc
pustkowiem. Gdzieniegdzie ziemię pokrywa mech, gdzieniegdzie wznoszą się cienkie sosenki. Z rzadka przeleci kawka
lub pstry czubaty dudek. To ubogie pustkowie zostało wybrane i zaaprobowane przez niemieckiego reichsführera SS
1
M
u z y k a l i a VII
·
Judaica 2
Heinricha Himmlera do budowy wszechświatowego szafotu; takiego szafotu nie znal ród ludzki od pierwotnych czasów
barbarzyńskich aż do naszych okrutnych dni. Tak, szafotu takiego nie znal zapewne dotąd wszechświat. Został
tu zbudowany główny szafot SS, który prześcignął Sobibór, Majdanek, Bełżec i Oświęcim.
W Treblince były dwa obozy: obóz pracy Nr 1, gdzie pracowali więźniowie różnych narodowości, przede
wszystkim. Polacy, i obóz żydowski, obóz Nr 2.
Obóz Nr l — obóz pracy albo obóz karny — znajdował się bezpośrednio obok piaskowiska, niedaleko od skraju lasu.
Był to zwykły obóz, taki, jakich, gestapowcy zbudowali setki i tysiące na terenach okupowanych na wschodzie. Powstał
w 1941 roku. W nim, jakby w jakimś zespoleniu, istniały cechy niemieckiego charakteru, spaczone w straszliwym
zwierciadle hitlerowskiego reżymu. Tak w gorączkowej malignie znajdują
odbicie potwornie spaczone myśli i uczucia,
przeżyte przez człowieka przed jego choroba. Tak człowiek umysłowo chory, działający w stanie zaćmienia umysłu,
w swych postępkach paczy logikę postępowania i zamierzeń człowieka normalnego. Tak przestępca czyni swe dzieło
i uderzając miotem w kość nosową swej ofiary łączy zręczne nawyki — celność oka i chwyt robotnika-kowala —
z zimną krwią bestii ludzkiej.
Oszczędność, akuratność, wyrachowanie, pedantyczna czystość — wszystko to cechy pozytywne, właściwe
wielu Niemcom. Zastosowane do gospodarstwa wiejskiego, do przemysłu, dają dobre rezultaty. Hitleryzm zastosował
te cechy do przestępstwa przeciw ludzkości i Reichs-SS postępował w polskim obozie pracy tak, jakby szło o hodowle;
kalafiorów albo kartofli.
Plac obozowy podzielony jest na równe prostokąty. Baraki stoją w szeregu, ścieżki są obsadzone brzózkami,
posypane piaseczkiem. Znajdują się tam betonowe baseny dla pływającego ptactwa domowego, baseny z wygodnymi
schodkami do prania bielizny, dla obsługi niemieckiego personelu — wzorowa piekarnia, fryzjernia, garaż., stacja
benzynowa ze szklaną kulą, składy. Mniej więcej według takich zasad — z ogródkami, studniami, betonowymi
dróżkami byt zbudowany także lubelski obóz na Majdanku. Według takich zasad urządzano we wschodnich dzielnicach
Polski dziesiątki innych obozów pracy, gdzie Gestapo i SS zamierzały osiąść na dobre i na
długo. W urządzeniu tych
obozów znalazły odbicie cechy niemieckiej akuratności, drobiazgowego wyrachowania, pedantycznego umiłowania
porządku, niemiecki pociąg do planowości, schematu, opracowanego do najmniejszych drobiazgów i szczegółów.
Ludzie przychodzili do obozu pracy na okres czasami wcale niedługi — 4—5—6 miesięcy. Przypędzano
tu Polaków, którzy naruszyli prawa generalnego gubernatorstwa, przy tym naruszenia te z
zasady były niewielkie, gdyż
za poważne naruszenie karano nie obozem, lecz natychmiastową śmiercią. Denuncjacja, oczernienie, przypadkowo
rzucone na ulicy słowa, niewykonanie dostaw, odmówienie Niemcowi wozu !ub konia, zuchwalstwo dziewczyny, która
odrzuciła miłosne propozycje esesowca, nawet nie sabotaż pracującego w fabry.ce, lecz jedynie podejrzenie
o możliwość sabotażu — wszystko to sprowadziło setki i tysiące Polaków—robotników j chłopów, pracowników
umysłowych, mężczyzn i dziewcząt, starców i podrostków, matek—do obozu karnego. Ogółem przez obóz przeszło
pięćdziesiąt tysięcy ludzi. Żydzi dostawali się do obozu tylko w tym wypadku, jeśli byli wybitnymi, doskonałymi
specjalistami — piekarzami, szewcami, stolarzami, robiącymi wykwintne meble, kamieniarzami, krawcami.
Znajdowały się tu wszelkiego rodzaju warsztaty, a wśród nich solidny warsztat stolarski, zaopatrujący sztaby
niemieckiej armii w fotele, stoły, krzesła.
Obóz Nr l istniał od jesieni J941 roku do 23 lipca 1944 roku. Został całkowicie zlikwidowany wówczas, kiedy
więźniowie już słyszeli głuchy łoskot artylerii radzieckiej.
2
M
u z y k a l i a VII
·
Judaica 2
23 lipca, wczesnym rankiem, dozorcy i esesowcy, wypiwszy sznapsa dla dodania sobie odwagi, przystąpili
do likwidacji obozu. Do wieczora wszyscy więźniowie zostali zabici i zakopani w ziemi. Udało się tylko uratować
warszawskiemu stolarzowi Maksowi Lewitowi; raniony przeleżał pod trupami swych towarzyszy aż do zmroku
i popełznął do lasu. Lewit opowiedział, jak leżąc w jamie słyszał śpiew trzydziestu chłopców, którzy przed
rozstrzelaniem zaśpiewali pieśń
Szyroka strana maja radnaja
, — słyszał, jak jeden z chłopców krzyknął: «Stalin nas
pomści!, słyszał, jak po salwie przywódca chłopców, ulubieniec obozu, Lejb, który upadł na niego do jamy, podniósł
się. nieco i powiedział: «Pan nie trafił, panie wachman — proszę pana, jeszcze raz, jeszcze raz!»
Teraz już można szczegółowo opowiedzieć o niemieckim porządku, panującym w tym obozie pracy, —
istnieją liczne zeznania świadków Polaków, którzy uciekli lub zostali zwolnieni w swoim czasie z obozu Nr l. Znamy
warunki pracy w piaskowisku, wierny, że tych, którzy nie wypełniali normy, zrzucano z urwiska, wiemy, jakie były
racje żywnościowe: 170—200 gramów chleba i litr lury, zwanej zupą. wiemy, że miały miejsce wypadki śmierci
głodowej, że opuchniętych wywożono na taczkach poza druty i lam zabijano, wiemy, że Niemcy urządzali dzikie orgie,
gwałcili dziewczęta i natychmiast zabijali swoje kochanki-niewolnice, że zrzucali ludzi z wieży o wysokości sześciu
metrów, że pijana kompania wyprowadzała z baraku dziesięciu czy piętnastu więźniów i zaczynała spokojnie
demonstrować na nich metody uśmiercania, strzelając w serce, w potylice, w oko, w usta, w skroń swoich ofiar. Znamy
nazwiska esesowców tego obozu, ich charaktery, właściwości, znamy naczelnika obozu, holenderskiego Niemca Van-
Ejpena, nienasyconego mordercę i nienasyconego rozpustnika, amatora dobrych wierzchowców i szybkiej konnej jazdy,
znamy masywnego młodego Stumpfe, którego ogarniały nieopanowane ataki śmiechu za każdym razem, kiedy zabijał
któregoś z więźniów lub kiedy w jego obecności dokonywano kaźni. Nazwano go „śmiejącą się śmiercią” Maks Lewit
był ostatnim człowiekiem, który słyszał jego śmiech; byio to 23 lipca tego roku, kiedy na komendę Stumpfe jego
dozorcy rozstrzeliwali chłopców. Raniony Lewit leżał wówczas na dnie jamy. Znamy jednookiego Niemca z Odessy,
Świdersldego, przezwanego „mistrzem młotka”. To on był uważany za niedoścignionego specjalistę w dziedzinie
«zimnego» zabójstwa, to on właśnie w ciągu kilku minut zabił młotkiem piętnaścioro dzieci w wieku od lat ośmiu
do trzynastu, które uznano zu niezdolne do pracy. Znamy chudego, podobnego do Cygana, esesowca Preifi,
o przezwisku «Stary», ponurego i małomównego. Ten rozpraszał swą melancholię w ten sposób, że siedząc
na oborowym śmietniku czatował na więźniów, którzy przychodzili tu, aby cichaczem zjadać skorupy od kartofli,
zmuszał ich do otwierania ust i następnie strzelał w ich otwarte usta.
Znamy nazwiska zawodowych morderców Schwarza i Ledekę. To oni zabawiali się strzelaniem do więźniów,
powracających po pracy o zmroku, i zabijali codziennie od dwudziestu do czterdziestu osób.
Spaczone mózgi, serca i dusze, słowa, postępki, przyzwyczajenia, niczym straszliwa karykatura, przypominały cechy,
myśli, uczucia, przyzwyczajenia, postępki normalnych Niemców, [porządek zaprowadzony w obozie, i rejestracja
zabójstw, i upodobanie w potwornych żartach, przypominających żarty pijanych zawadiaków lub niemieckich
studentów — burszów, i chóralne pieśni sentymentalne, śpiewane wśród kałuż krwi, przemowy stale wygłaszane przez
te człekokształtne istoty do ludzi, skazanych na zagładę., i morały, i pouczające sentencje, starannie wydrukowane
na specjalnych papierkach, — wszystko to były potworne smoki i gady, które się rozwinęły z zarodka tradycyjnego
niemieckiego szowinizmu, z pychy, samolubstwa, zadowolonej pewności siebie, pedantycznej zaślinionej troski
o własne gniazdko i żelaznej zimnej obojętności na los wszystkiego, co żyje, z gorącej, tępej wiary, że niemiecka
nauka, muzyka, poezja, język, gazony, klozety, niebo, piwo, domy — są doskonalsze, piękniejsze niż cały wszechświat.
Wady i straszliwe przestępstwa tych ludzi zrodziły się z wad państwa niemieckiego i niemieckiego charakteru
3
M
u z y k a l i a VII
·
Judaica 2
narodowego. Tak żył ten obóz, podobny do Majdanka w miniaturze, i mogło się zdawać, że nie ma nic straszniejszego
na świecie. Lecz ci, co się znajdowali w obozie Nr l, dobrze wiedzieli, że istnieje coś straszniejszego, stokroć
straszniejszego, aniżeli ich obóz. W maju 1942 roku Niemcy przystąpili do budowy nowego obozu, położonego
w odległości trzech kilometrów od obozu pracy. Budowa posuwała się w szybkim tempie, pracowało lam ponad tysiąc
robotników. W tym, obozie nic nie było przystosowane do życia, wszystko było przystosowane do śmierci. Istnienie
tego obozu zgodnie z planem Himmlera miało być okryte głęboką tajemnicą, żaden człowiek nie powinien był ujść stąd
Z
życiem. I żaden człowiek nie miał prawa zbliżyć się do tego obozu. Już w odległości jednego kilometra strzelano bez
uprzedzenia do przypadkowych przechodniów. Samolotom armii niemieckiej zabraniało się przelatywać nad tym
rejonem. Ofiary przywożone transportami, które szły specjalnym odgałęzieniem bocznicy kolejowej, do ostatniej chwili
nie wiedziały o losie, jaki je czeka. Straż, eskortująca transporty, nie była dopuszczana nawet do zewnętrznego
ogrodzenia obozu. Kiedy wagony podjeżdżały, straż przechodziła w ręce obozowych esesowców. Transport składający
się zwykle z sześćdziesięciu wagonów, dzielono w lesie przed obozem na trzy części i parowóz po kolei podwoził
po dwadzieścia wagonów do platformy obozowej. Lokomotywa pchała wagony z tyłu i zatrzymywała się koło
ogrodzenia z drutu, w ten sposób ani maszynista, ani palacz nie przestępowali granicy obozu. Kiedy wagony
wylądowano, dyżurny podoficer wojsk SS przy pomocy gwizdawki wzywał nowych dwadzieścia wagonów, które
czekały w odległości dwustu metrów. Kiedy już wyładowano wszystkie sześćdziesiąt wagonów, komendantura obozu
przez telefon wzywała ze stacji nowy transport, a opróżniony jechał dalej bocznicą kolejowa do piaskowiska,
do wagonów ładowano piasek, po czym szły one na stację Treblinka i Małkinia już z nowym ładunkiem.
Tu przejawiało się wygodne położenie Treblinki: transporty z ofiarami przychodziły tu ze wszystkich czterech stron
świata, z zachodu i wschodu, z północy i południa. Transporty z polskich miast — z Warszawy, Międzyrzecza,
Częstochowy, Siedlec, Radomia, Łomży, Białegostoku, Grodna i wielu miast Białorusi, z Niemiec, Czechosłowacji,
Austrii, Bułgarii i Besarabii.
Transporty ciągnęły ku Treblince przez przeciąg trzynastu miesięcy. Każdy transport składał się
z sześćdziesięciu wagonów, a na każdym wagonie kreda, były napisane liczby 150— 180—200. Liczby te wskazywały
na ilość ludzi, znajdujących się w wagonie. Obsługa kolejowa i chłopi skrycie rachowali ilość tych transportów. Chłop
ze wsi Wólka (zamieszkałej miejscowości, leżącej najbliżej obozu), sześćdziesięcioletni Kazimierz Skarżyński, mówił
mi, że bywały dni, kiedy po samej siedleckiej bocznicy przechodziło obok Wólki sześć transportów i prawie nie było
dnia w ciągu tych trzynastu miesięcy, żeby nie przyszedł chociażby jeden transport. A przecież bocznica siedlecka była
tylko jednym z czterech torów kolejowych, które wiodły ku Treblince. Robotnik kolejowy Lucjan Cukowa,
zmobilizowany przez Niemców do pracy na bocznicy, wiodącej z Treblinki do obozu Nr 2, mówi, że przez okres jego
pracy od 15 czerwca 1942 roku do sierpnia 1943 roku do obozu bocznicą wiodącą ze stacji Treblinka codziennie
przybywało ud jednego do trzech pociągów. Każdy pociąg składał się z sześćdziesięciu wagonów, w każdym zaś
wagonie znajdowało się co najmniej sto pięćdziesiąt osób. Takich zeznań zebraliśmy dziesiątki. Jeżeli nawet
odejmiemy połowę od liczb, które podają świadkowie ruchu transportów w stronę Treblinki, to i tak ilość ludzi
przywiezionych tutaj w ciągu trzynastu miesięcy da się wyrazić liczbą około trzech milionów.
Sam obóz wraz z otaczającym go pasem ziemi, składami na rzeczy zamordowanych, platformą i innymi pomocniczymi
pomieszczeniami, zajmuje bardzo niedużą przestrzeń, licząc siedemset osiemdziesiąt metrów długości i sześćset
metrów szerokości. Jeśli przez chwilę wyrazić wątpliwość co do losu, jaki spotkał przywiezione tu miliony ludzi, i jeśli
przez chwilę przypuścić, że Niemcy nie zabijali ich natychmiast po przybyciu, to nasuwa się pytanie, gdzie są ci ludzie,
4
M
u z y k a l i a VII
·
Judaica 2
którzy mogą ilościowo stanowić małe państewko albo też duże stołeczne miasto w Europie? Trzynaście miesięcy —
trzysta dziewięćdziesiąt sześć dni transporty odchodziły, naładowane piaskiem, lub puste, żaden człowiek z tych, którzy
przybyli tło obozu Nr 2, nie pojechał z powrotem. Nadszedł czas, aby zadać groźne pytanie: «Kainie, gdzież są ci,
których przywiozłeś tutaj?
Faszyzmowi nie udało się zachować w tajemnicy swej wielkiej zbrodni. Lecz wcale nie dlatego, że tysiące
ludzi minio woli stało się świadkami owej zbrodni. Hitler, pewien swej bezkarności, latem 1942 roku, w okresie
największego powodzenia wojsk faszystowskich, powziął postanowienie wytępienia milionów niewinnych ludzi.
Obecnie można stwierdzić, że największa liczba morderstw, dokonywanych przez Niemców, przypada na 1942 rok.
Pewni swej bezkarności faszyści pokazali, do czego są zdolni. O, gdyby Adolf Hitler zwyciężył, potrafiłby wówczas
zatrzeć wszystkie ślady wszystkich zbrodni, zmusiłby do milczenia wszystkich świadków, chociażby ich były dziesiątki
tysięcy, a nie tysiące. Żaden z nich nie powiedziałby ani słowa. I mimo woli chce się raz jeszcze złożyć hołd tym,
którzy jesienią 1942 roku, wśród milczenia całego świata, teraz tak hałaśliwie głoszącego zwycięstwo, toczyli bój
w Stalingradzie na nadwołżańskim urwisku z armią niemiecką, za której plecami dymiły się i bulgotały rzeki niewinnej
krwi. Armia Czerwona – oto kto przeszkodził Himmlerowi zachować tajemnicę Treblinki.
Dzisiaj przemówili świadkowie, odezwały się kamienie i ziemia. I dzisiaj w obliczu społecznego sumienia całego
świata, na oczach ludzkości, możemy kolejno, krok za krokiem, przejść przez wszystkie kręgi piekła Treblinki,
w porównaniu z którym piekło Dantego wydaje się nieszkodliwą i pustą zabawą szatana.
Wszystko o czym piszę, zostało zanotowane na podstawie opowiadań żywych świadków, na podstawie zeznań ludzi,
pracujących w Treblince od pierwszego dnia istnienia obozu aż do 2 sierpnia 1943 roku, kiedy to zbuntowani skazańcy
podpalili obóz i uciekli do lasu, na podstawie zeznań aresztowanych dozorców, którzy słowo za słowem potwierdzili,
a także w wielu wypadkach uzupełnili opowiadania świadków. Widziałem tych ludzi osobiście, rozpytywałem ich
długo i szczegółowo, ich zeznania pisemne leżą przede mną na stole. Te liczne zeznania, pochodzące z rozmaitych
źródeł, są ze sobą zgodne we wszystkich szczegółach, zaczynając od zwyczajów psa Bari, należącego
do komendanta, i kończąc opowiadaniem o technologii zabijania ofiar i urządzania szafotu, przypominającego
swymi zasadami fabryczna taśmę ruchomą. Przejdźmy kolejno po kręgach piekła Treblinki.
Któż byli ci ludzie, których wieziono w transportach do Treblinki? Przede wszystkim Żydzi, następnie Polacy
i Cyganie. Wiosną 1942 roku prawie całą ludność żydowską w Polsce, w Niemczech, w zachodnich rejonach Białorusi
spędzono do getta. W gettach tych – warszawskim, radomskim, częstochowskim, lubelskim, białostockim,
grodzieńskim i w dziesiątkach innych, mniejszych, zostały zebrane miliony żydowskiej ludności — robotnicy,
rzemieślnicy, lekarze, profesorowie, architekci, inżynierowie, nauczyciele, artyści, ludzie, nie należący do żadnego
zawodu, wraz z żonami, córkami, synami, matkami i ojcami. W samym tylko getcie warszawskim znajdowało się około
pięciuset tysięcy ludzi. Jak widać, to zamknięcie Żydów w getcie było pierwszą przygotowawczą częścią
hitlerowskiego planu wytępienia Żydów. Lato 1942 roku, okres wojennych sukcesów faszyzmu — było uznane
za odpowiedni moment dla przeprowadzenia drugiej części planu — fizycznego wytępienia. Jest rzeczą wiadomą,
że Himmler przyjeżdżał w owym czasie do Warszawy, wydawał odpowiednie zarządzenia. We dnie i w nocy
przygotowywano trebliński szafot. W lipcu pierwsze transporty już szły z Warszawy i Częstochowy do Treblinki.
Ludziom komunikowano, że się ich wiezie na Ukrainę, gdzie będą pracowali na roli. Pozwalano brać ze sobą
dwadzieścia kilogramów bagażu i prowiant. W wielu wypadkach Niemcy zmuszali swoje ofiary, aby kupowały bilety
kolejowe do stacji «Ober-Majdan». Taką fikcyjną nazwę Niemcy nadali Treblince. Rzecz bowiem tak się miała,
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Po zniszczeniu przeszłości przyszedł czas na budowanie przyszłości. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates